wtorek, 31 stycznia 2017

My, polskie tchórze

Karmią nas dziecka mitem-papką, że jesteśmy odważni, gotowi do poświęceń, a nawet ofiar za Sprawę. Jesteśmy też anarchiści - że wielkie zrywy, jak trzeba, ale poza tym to trochę trudniej ze współpracą w czasach pokoju - bo nasza niezwykła potrzeba wolności utrudnia sterowanie nami, Bo my, zawsze szczerze powiemy w twarz, co nam się nie podoba, nie licząc się z konsekwencjami. Poza tym żeśmy marzyciele, co to zawsze o Polskę. Taki o to posiłek serwuje szkolna stołówka. Co dziennie na obiad Wielki Bohater Romantyczny (koniecznie mężczyzna, no względnie dziewica) mdły niczym ziemniaki z garkuchni i rozwodniony niczym pomidorówka z kotła. Odwaga Bohaterów chlebem naszym powszednim.

Ale trendy kulinarne się zmieniają - bohater nie smakuje, i choć rodacy i rodaczki mają przekonanie, że spożywają odwagę, to jednak ta zupełnie nie jest przyswajana przez polskie organizmy. Bohaterstwo, ze względu na brak innych koniecznych wartości spożywczych, dzięki którym się lepiej wchłania - typu solidarność społeczna, empatia, wrażliwość na krzywdę itd. - przelatuje przez polskie organizmy i skutkuje sraczką. Ewentualnie rzygiem wyklętym. Przez długie lata ów womit był powstrzymywany, mordy się nam wykrzywiały w niesmaku, ale trochę się połknęło, trochę się ulało, boczkiem, a obecnie to można haftować na całego, publicznie i jeszcze dostać pochwałę, za ciekawy design: wzór polski-bohaterski na koszulce a w środku tchórz. 

Choć strachajło wyklęte boi się może najbardziej, to mam wrażenie, że my wszyscy en masse strasznie trzęsiemy dupami. I nie, nie tylko przy okazji Kwestii Polskiej, - może nawet łatwiej się na tym polu odważyć zapozorować działanie szczególnie jak kupą - ale przy każdej okazji. Boimy się ojca albo matki, więc np. mając lat 40 ukrywamy przed rodzicami, że palimy. Drżymy ze strachu, jak mamy przyznać się do błędu przed dziećmi albo podwładnymi. Sramy w gacie, żeby przeciwstawić się szefowi - który wymaga, np., by przyjść do pracy o głupiej porze bez płacenia nadgodzin. O ile ta sytuacja jeszcze może być zrozumiała, bo jak człowiek cykorzy, że straci robotę, a kredyt na domek pod miastem sam się nie spłaci, o tyle jest multum sytuacji zupełnie niezrozumiałych. Panikujemy na myśl, że mamy w twarz skrytykować jakieś działania najmniejszych organizacji, np. woluntaryjnych, składających się nawet z samych znajomych. Tchórzymy by poprzeć jedną osobę, z którą się zgadzamy, jeśli obliczamy, że tych, co są przeciwko, jest więcej, więc milczymy.Wyrzekamy na kler, ale grzecznie odsiadujemy kolędę i chrzcimy dzieci, bo co powie babcia. Nienawidzimy konowałów, ale potem kłaniamy się w pas pani doktor kochanej.Wkurwia nas niekompetentny wykładowca, który na kacu zmienia kryteria zaliczenia, ale się podporządkowujemy. Kpimy z ignorancji i luzerstwa nauczycielek, ale potem się podlizujemy, żeby dostać szóstkę, albo, żeby nasze dziecko dostało szóstkę, nawet z WDŻ.

Pokątnie jesteśmy bohater(k)ami. Nikt dokładniej nie obgada, nie obrobi dupy, nie wyobrazi sobie scenariuszy zemsty, nigdy niezrealizowanych, niż polski tchórz. Nikt nie straci więcej czasu na nakręcenie się na znienawidzonych a może tylko lekko irytujących szefów, nauczycielek, mężów, przyjaciółek, rodziców itd niż my, Polki i Polacy. Ale otwarcie aż się kulimy fizycznie na myśl, że możemy przeciwstawić się komuś, kto stoi o włos wyżej w relacji władzy, albo władźki, takiej malutkiej. 

Więc jak mamy realnie, a nie tylko pozornie wprowadzić jakieś zmiany na większą skalę, dopóki nie przestaniemy się lękać, że teściowa wytknie nam brudne okna a ojciec nas przyłapie na kłamstwie, gdy wykręcamy się chorobą od rodzinnego obiadu, a naprawdę idziemy na wódkę ze znajomymi? Chyba pora na Wielką Terapię Narodową zanim o czymkolwiek innym, Wielkim, zaczniemy snuć mrzonki.


2 komentarze:

  1. Najlepiej się schować za plecami normy, regulaminu, zasady, przesądu, stereotypu, szkolnych reguł, obyczajów, idoli, portretami wyklętych czy świętych. Wielbić silnych albo sławnych zamiast być odważnym w swojej codzienności. Brak codziennej odwagi choćby w innym myśleniu, mówieniu inaczej niż się "przyjmuje" to strata tylu możliwości i skazywanie się na życie-widmo, zawsze mnie to jakoś bolało :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I jeszcze dobrze by przełamać naszą "polską komunikację", czyli coś pomiędzy strachliwym przemilczeniem lub, co gorsza, niechętnym przyklaskiem jednak z własnej woli inicjowanym a agresywnym bluzgiem, który, jak puszczą zawory, wybija i potem długo śmierdzi szlamem.

    OdpowiedzUsuń