sobota, 12 listopada 2016

Nie jestem patriotką, czyli osobista historia Polski

Nie jestem patriotką. Nie kocham Polski. W szkole podstawowej, jeszcze za komuny, kazali kochać Polskę - ucząc nas wierszyka: Kto ty jesteś - Polak mały, śpiewać: "Na Barykady, ludu roboczy!", wysłuchiwać pompatycznych akademii szkolnych o "Naszej Warszawie, co stanęła w płomieniach" i oszczędzać w SKO (Szkolnej Kasie Oszczędności) - oszczędzania bez żadnego procentu w czasach galopującej inflacji. Polak mały, może i łato w ucho wpada, (choć gdzie wersja dla dziewczynek?), Na Barykady - jak zaśpiewałam w domu, to Tatuś i Mamusia zaczęli rechotać, a także kpili z mojego oszczędzania, bo zamiast kupić se kilka ciastek w pobliskiej cukierni, po kilku miesiącach, pomimo oszczędzania, z trudem starczało na jedno. - Polska wyruchała mnie po raz pierwszy.

Potem zmienił się system. Pieśni, których się uczyliśmy w klasie 5-ej i śpiewaliśmy w kolejnych latach, w 8-ej klasie okazały się nieaktualne - transformacja systemowa doszła do poziomu podręczników szkolnych. Nagle pani od muzyki nie chciała już grać nam Warszawianki 1905, ale kazała śpiewać Warszawiankę 1831. Nikt nie rozumiał, dlaczego, bo nikt nam nie wytłumaczył. A nam się melodia 1905 bardziej podobała. Pani mówiła, że sobie w domu tą 1905 zaśpiewamy i tyle. Znowu Polska vs. nastoletnia Polka - 1-0.

W 1991, okazało się, że żyjemy w Prawdziwie Wolnej Polsce. Cudownie! W związku z czym, lekcje zaczynaliśmy od modlitw, a na akademiach szkolnych zagościł Proboszcz (swoją drogą znany z tego, że rzekomo miał 2-jkę dzieci w Warszawie. Jedno z tych dzieci jest łudząco do Proboszcza (teraz już byłego) podobne, i robi(ło) karierę w telewizji.) Proboszcz wygłaszal kazania na Apelu, ale, że to wolna Polska była, to mogłam sobie wyjść. Prawie nikt się nie czepiał. Wprowadzono też religię do szkół, żeby było łatwiej. Miała być na początku, albo na końcu lekcji, jednak tak się nie udało planu układać, w związku z czym my - dzieci niechodzące na te zajęcia (tzw. poganie), mieliśmy wolność do grania w Państwa-Miasta, żeby przebimbać godzinę, a potem nasza przedsiębiorcza (i katolicka) wychowawczyni zaorganizowała nam prace - grabienie liści, mycie brudnych kubków po kawie nauczycielskiej. Nie podobało mi się to, bo nie lubię sprzątać, więc zwiałam - co oczywiście zaskutkowało aferką. Znowu Polska jakoś mnie zrobiła w chuja.

W 1993 czy 1994 - Polska odebrała mi, wtedy nastoletniej i nie współżyjącej z nikim - prawo do decydowania o sobie, czyli możliwość legalnego przerwania ciąży. Ponad 20 lat później, jako że Polska nie tylko nie chce, bym mogła decydować o swoim życiu, ale chce mnie zmusić do rodzenia dziecka w prrzypadku, kiedy jest skazane na śmierć zaraz po urodzeniu, albo kiedy ciąża zagraża mojemu zdrowiu, czy kiedy pohodzi z gwałtu, muszę bronić resztek tego prawa, stercząc w deszczu z koleżankami i kolegami, którzy nie chcą się poddać autorytarnym zapędom ludzi szalonych, z obsesją władzy i miałkich, ludzi agresywnych i pałających do wszystkich nienawiścią, nawet do siebie nawzajem w swoich kręgach. Sterczę w tym deszczu, czy słońcu latając z demo na marsz a z marszu na paradę kosztem pracy dodatkowej śmieciówkowej, bo i ekonomicznie mnie Polska zrobiła w balona. Robotnicy i intelektualiści obalali komunę, żeby zapobiec "równym" i "równiejszym", a okazało się, że o ile zmieni się kadra "równiejszych" na "NAS" nie "ICH", to nikt nie widzi problemu. A więc kolejne znaczące dźgnięcia od Polski.

Obecnie, w czasach chujowej zmiany, Polska przybiera straszno-groteskową minę. Wyrzyguje wrzód neoliberalizmu, choć nie wie, że to neoliberalizm nas truje, więc stara się temu trochę zaradzić - sprzątając te rzygi pobieżnie (dając 500+ niektórym szczęściarzom), ale jednocześnie umocowuje system, w którym biedaki utrzymują bogatych (vide podatki od samochodów), a zatem dalej podają truciznę i myślą, że jak się kupi dobry odświeżacz do kibla, to nikt się nie skapnie, że ktoś tu rzyga.

Polska też sra na mnie, już bez żenady, ideologicznie, co pokazują Marsze Niepodległości i zinternalizowana przez mainstream retoryka PiSowców i ONR-owców, co uczą w szkołach, Jestem "czerwoną hołotą", "żydzichem", "czarną cipą", jestem "wroginią ojczyzny", "zdrajczynią narodu". Jestem "ciapatofilką" i zapewne "popleczniczką ISIS", jestem "anty-polska", jestem "marionetką PO" (choć wcale tej partii nie popieram), "jestem zmanipulowana", bo śmiem nie kochać rządu. "Jestem komuchem", powinnam "iść do gazu" i "zawisnąć, jak to komuniści, czy syjoniści na drzewach."

Za co mam zatem kochać Polskę?

Nie łudzę się, że Polska będzie kiedykolwiek krainą szczęśliwości i miłości do bliźnich - większość zadeklarowanych patriotów i patriotek karmi się nienawiścią, też do siebie nawzajem. Natenczas mam jedno marzenie:

Polsko, przestań mnie nienawidzieć i pozwól żyć!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz