niedziela, 16 października 2016

Tribute to!

Lubię Was mężczyźni!
Och jak ja Was uwielbiam!
Te ciała słodkie i pachnące potem, dłonie zanurzające się we mnie i naprężające się przy dotyku.
Te zęby wbite w moje uda, te języki jak malinowe lody.
Kiedy patrzycie i widzę, że Wasze oczy mogą mnie rozebrać i to robią bo Wam na to pozwalam!
Kiedy idę ulicą i kiedy jadę tramwajem.
Kiedy jest mroźny poranek i kiedy rozpinam płaszcz bo nagle zalewa mnie fala gorąca.
Lubię tą płochliwość i lubię same wyobrażenia, które mogą zahaczyć się o kogoś konkretnego albo kiedy stajecie się tylko bodźcem.
I tęsknie za Wami tak rozpaczliwie kiedy powiecie mi kilka słów za dużo. I że ta miłość - tak wierzę w nią choć nie zakochuję się znów tak często - ta miłość ciała jest miłością doznań.
Ci mężczyźni, którym nigdy nie powiem, że wyobrażam sobie nas razem splątanych na kilka chwil. I ci, którym powiem to już w pierwszym słowie.
Mężczyźni, którzy wprowadziliście mnie do tego tajemniczego ogrodu rozkoszy. Tego wylizywania do ostatniej łyżeczki. Moi przeszli i przyszli kochankowie.
Pamiętam każdego z Was. Bo ciało nie zapomina. Każdy dotyk to jak rzeźbienie w plastelinie. Wy, którzy kazaliście mi się cenzurować i ci, którzy odrzuciliście wszelkie tabu! Ci, którzy staliście się moimi przyjaciółmi, moimi kolegami od biegania, od śniadań i od rozmów. Moi mężczyźni z różnych stron świata i różnych galaktyk. Te planety nie do końca poznane, takie inne za każdym razem. Otwarte albo półprzymknięte.

Rozpalacie moje serce i moje kości.
Moja szminka jaśnieje na moich ustach.
Doprowadzacie mnie do rozpaczy kiedy ręka zamiast się zanurzyć we mnie - dotyka ekranu telefonu, ale nie żeby odpisać do jakiejś czekającej na to realnej dziewczyny, ale by poruszyć się trochę w tym wirtualnym świecie bez znaczenia.
Patrzę na Was i zastanawiam się nad tym światem, który jest Waszym udziałem. Ten moment kiedy dotykiem i językiem staje się udziałem kogoś jeszcze.
Ta temperatura ciała kiedy stajecie naprzeciw mnie, kiedy oddechem przykrywacie moje ciało.
Jestem łasa na tą finezje. Na to życie usłane siniakami i poranną kawą. To zmęczenie choć czasem jest tylko wyobrażonym.
Moje feministyczne ciało do zjedzenia.
Jem Wasze łyżeczką. Maczam w soku z jagód. Na śniadanie, obiad i kolację i pomiędzy posiłkami. Kiedy jestem płochliwa i kiedy jestem wyspana. Kiedy Wy chcecie i kiedy ja chcę.
Na słodko i na ostro. Bo gorzkie odrzucam choć przecież nie mogę być od niego wolna.
Wy, którym nie powiem i Wy, którym zdążyłam już to powiedzieć.
Będę chwalić Wasze ciała jak długo będę opiewać w pieśniach własne!
Zmieniające się i przez to ciekawsze. Dojrzalsze i instynktowne.
Mnie trzeba kochać panowie!
Tak samo jak Was!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz