poniedziałek, 31 października 2016

Cywilizacja opresji

 Monogamia jest  wytworem kultury a nie, jak twierdzą niektórzy niefrasobliwi antropolodzy - czymś naturalnym wywodzącym się od naszych praprzodków. Nie będę rozwodziła się o powszechnych obiegowych opiniach, powtarzanych jak mantra, że to kobieta decyduje się na jednego partnera ponieważ boi się o zasoby, natomiast mężczyzna decyduje się na jedną partnerkę ponieważ ojcostwo powinno być pewne a nie domniemane.
Czytając o Mosuo, matrylinearnym ludzie zamieszkującym prowincje Yunnan i Syczuan w Chinach, nie mogę uwierzyć, że żyję w społeczeństwie tak szafującym regułami. Prawa kobiet, prawa jednostki Mosuo to niezła ilustracja zwłaszcza w momencie kiedy kobiety w Polsce (choć nie tylko) walczą o swoje prawa prokreacyjne. Kobieta w szpilkach i garsonce, wyzwolona Europejka, mająca dostęp do wynalazków cywilizacyjnych: takich jak tabletka antykoncepcyjna, tampony, puder w sztyfcie, botoks, prawa wyborcze - poddawana jest nieustannej opresji, bardziej niż  - pozbawiona wszelkich jej atrybutów kobieta, o której milczy świat. Cywilizacja szafująca regułami, pozbawia nas kobiety, oddechu.

Kobiety Mosuo

Miłość to ingerencja, jak pisze Jeanette Winterson, i jeśli nawet każda bliższa relacja to ingerencja, to zdanie mogło zostać wypowiedziane tylko w kontekście konkretnej kultury. Kultury współczesnej.
Ingerencja w moje ciało, moje domostwo, w to co mogę komuś ofiarować stawiając na szali zyski i straty. Oto myślenie współczesnej kobiety, dość mocno wytresowanej w tych obliczeniach. Przede wszystkim kalkulującej w jakich ramach może się poruszać, kogo wpuszczać czy dopuszczać bliżej siebie. I jak szczerze się z tym ujawniać. I co za tym idzie decydującej czy to "wchodzenie" i wychodzenie" z mojej sypialni nie niesie żadnych emocjonalnych strat.
Bo, że może nieść moralne, mówi mi najbliższe otoczenie (może nie najbliższe). Ale z pewnością mówi mi to cywilizacja - że jestem moralnie stratna, jeśli liczba seksualnych partnerów ma tendencje zwyżkową. I jeśli ja sama, po pierwsze nie poddaję się takiej narracji, lub po drugie - ta narracja jest (już!) poza mną, to wciąż niekiedy (czyli kiedy dokładnie?) staje się stratna emocjonalnie. Ponieważ ta każdorazowa Księga Wejścia i Wyjścia piętnuje mnie samą.
Oczywiście chodzi też o to w tej emocjonalnej stracie, że chciałabym zbudować (?), mieć (jeśli można ją mieć) stałą, albo w miarę stałą relacje seksualną . Nie tylko z jednym partnerem, ale jednym przez jakiś czas. Miesiąc? Kilka miesięcy? Chcieć tego to objaw egoizmu?  Zaangażowania? Czy może potrzeby miłości? Dlatego zazdroszczę kobietom Mosuo. Myślę, że nie zaznały opresji tak własnie rozumianej. Bo coś naturalnego - ciało - zostało zawłaszczone przez cywilizacje.  Ale nie zazdroszczę tylko kobietom Mosuo. Także mężczyznom z tej społeczności, ponieważ nie mają w sobie piętnujących zachowań, nie stosują pośrednich czy bezpośrednich środków przymusu - nie wymuszają określonych zachowań kobiety, jej postaw, nie mają względem nich a także samych siebie określonych oczekiwań. Nie stawiają się na straży moralności - czym jest moralność dla Mosuo?, a czym dla nas wierzących jednocześnie w monogamie, biologię i w konsumpcjonizm?
Natura ludzka stała się projekcją, a projektuje ją cywilizacja, wybierając to co jest dla niej wygodne - jak na przykład porównywanie tylko do tych zwierząt, które w jakimś cyklu swojego życia (cyklu podkreślam) są monogamistami (np. pingwiny pielęgnujące potomstwo) - wtedy ten odruch ma świadczyć o wyższej inteligencji  i ewolucji naszych braci mniejszych. Natomiast każdy inny niechlubny fakt, czyli przykład rozwiązłości seksualnej, czy zdrad, budzi w nas, ludziach zgorszenie. Jak trudno jest wiec zaakceptować fakt, ze cywilizacyjna monogamia założyła nam okowy na nasze kostki i łona i usta, i mówię tu także o wymiarze symbolicznym, mianując wybranych z nas (zarówno kobiety jak i mężczyzn!) strażnikami i klucznikami owej cywilizacji.
Od zarania dziejów kobiety wychodziły z gniazda (plemienia, rodziny) i wracały do niego często z potomstwem z innego ojca. Czy tak nie zdarza się i dziś? Testy DNA dowiodłyby wielu takich "zdrad". Nie chodzi o mi teraz o zrzucenie strojów i stworzenie sztucznych komun aby pokazać, ze zazdrość o partnerki czy parterów jest nam obca. Obca nie jest, bo stała się wraz z rozwojem cywilizacji naszą drugą skórą. Chodzi mi o ten brak zakłamania, że  monogamia nie jest naszą cechą naturalną (sic!) i że radość z seksu nie powinna być kojarzona z rozwiązłością - ponieważ samo słowo rozwiązłość jest definicją współczesnej cywilizacji.
Zatem moja osobista Księga Wejścia i Wyjścia - do mnie samej i mojej sypialni, choć nie ukrywam, że emocjonalnie angażuje mnie bardziej niż Mosou (to mogę jedynie domniemywać) powinna być wolna od jakichkolwiek ocen społeczności, w której żyję, ocen partnera, który staje się moim gościem - jednorazowym czy weekendowym, ocen cywilizacji, i ocen mniej samej bo przecież odbijam się w oczach innych jak w lustrze.
I tak jak małżeństwo jest także cywilizacyjnym wynalazkiem naszych czasów - tak dla tej etnicznej grupy, jest jedynie sytuacją "wychodzoną", zaczyna się wraz z przyjściem partnera a kończy wraz z jego wyjściem z jej domu, do którego drzwi pozostają otwarte, dla mężczyzn, których chce do tego domu przyjść.Chciałabym życzyć wszystkim kobietom, aby pozostawały w dobrych kontaktach  ze swoimi seksualnymi partnerami (jeśli są tego warci rzecz jasna!) a panom chciałabym życzyć, żeby w porównaniu do małpy najchętniej chcieli być porównywani do małpy bonoboo a nie do tej, która wchodząc do knajpy, wycofuje się rakiem, kiedy zobaczy w niej samiczkę goryla.
I jeśli nawet ta matrylinearna społeczność pewnych siebie kobiet i niezalęknionych kobietami mężczyzn - nie ma tak roszczeniowego stosunku (nomen omen) do swoich partnerów, uczy się dzielić, cieszyć intymnością, cielesnością, dbać o relacje (które nie są ingerencją ale opiera się na otwartych drzwiach) to jako dziecko tej cywilizacji pragnęłabym móc sama decydować o sobie, swoim ciele, swoim potomstwie a także swoim emocjonalnym zaangażowaniu, czy jest chwilowe czy też długotrwałe.

.
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz