#PolishGuys |
Tylko zawinę koki na loki i udam że nie czekam na odpis
szyfrowanej wiadomości jakiegoś frajera – bo przecież wcale nie żyjemy w
kulturze czekania. Mężczyźni – na to aż
sie zdecydują, co zdecydują, bo jeszcze nie wiedza, co zdecydują – kto to wie
zresztą, na pewno nie oni. A kobiety, które przecież bywają, brylują, ale jak
przyjdzie co do czego to wciąż najpierw robią ankietę wśród koleżanek w rodzaju – pisać/nie pisać - i nie do końca wiadomo, jakiej odpowiedzi
oczekują – jeśli pisać - mnoży się tysiące
innych problemów, jeśli nie pisać – to znaczy, jak to, znów wpadamy w pułapkę patriarchatu.
A po tej całej sinusoidzie nastrojów i zmiany zdania w
kwestii – czy mogę napisać do
deklarowanego feministy lewaka o seks – bo przecież to nas połączyło – wysyła sie
tą wiadomość/albo i nie, zależy zdecydowanie od chwili i tego kołaczącego sie w
głowie TAK/NIE . Kiedy juz wypoci sie zdanie albo nawet pół, który jest/ma być
lekkie, a jednocześnie wymagające odpowiedzi a jednocześnie flirtujące itd., kiedy więc z
drżącą rąsią naciska się klawisz wyślij…to jest dopiero otchłań
czekania. Najpierw kolega śpi, potem nie ma czasu, potem widzi ale nie widzi, a
może czuje mękę decyzji. I nic…nic sie nie dzieje więcej w tej historii.
A przecież to co mogło być miłe, miłe być przestaje.
Zieję gniewem jak ogniem.
I też rozczarowaniem, i czuję, że moja teoria o stosunkach
feudalno-patriarchalnych wciąż sie potwierdza.
Od kilku lat nie zadzierzgam znajomości z polskimi mężczyznami
właśnie z tego względu, jestem szowinistką hahaha. Pewnie tak, i czekam na głosy
oburzenia. Proszę mi je rzucać w twarz. Jestem gotowa na rzeczową wymianę
przykładów z życia. Własnego i koleżanek,
ciotek, sióstr, przyjaciółek. O tym jak deklarowani przyjaciele,
kochankowie, wyluzowani i otwarci na orgazmy kobiet, na ich prawa, na ich
uciechy, na radości i wariactwa, na życie pod prąd – hmm, w błahych sprawach
okazuje się, że to, co deklarowane zostaje deklarowane. Wychodzi na to, ze
piszę tu jakieś zażalenie do męskiej zbiorowości, a może właśnie czas na to?
Mój wspaniały, otwarty brat bał się jednak pójść ze mną na
protest kobiet w zeszłą sobotę. mówiąc , że nie miesza sie w politykę (???), ale
mnie wspiera.
Moj sobotni kochanek deklarujący otwartość, jak dał mi do
zrozumienia - teraz zależy ode mnie czy się spotkamy – nie odpisał mi nawet: wiesz co laska, spierdalaj.
Mój hinduski chłopak deklaruje mi, że mnie kocha i chyba zaplanował
każdy moment swojego do mnie przyjazdu, od tego gdzie i w jakich pozycjach będziemy
sie kochać po to, jakie będziemy mięć kwiaty w domu i ile będziemy mięć psów, kotów
i dzieci, tylko ze od 5 miesięcy Go tu jeszcze nie ma i biletu na za kolejne 5
też jeszcze nie kupił. Wiadomo bilet z Indii do Polski to jak promocja w
polskimbusie.
No i w końcu mój poprzedni machomen Brazylijczyk deklarujący
z kolei, że będziemy mieć te seksy, ale jednak mamy je tylko w piątki i soboty
bo przecież jest zmęczony więc się kłócę i tupię nóżką, że ja chcę, i że to
jego głowa boli.
Wychodzi, więc na to że w naszym wolnościowym i równościowym
podejściu żyjemy tylko jakby w deklaracji nie dając sobie prawa, żeby powiedzieć:
nie wiem, może potem albo że dzięki było miło itd. Ja nikomu tego prawa nie
odmawiam. Nie obrażę się, jeśli mężczyzna powie mi, że nie chce, że nie może,
nie jest zainteresowany. To nie w tym tkwi problem.
Czy naprawdę potrzebujemy literackich tekstów opisujących
nasza błogą przyszłość?
Chyba o te czyny w końcu chodzi.
I nawet mój najlepszy męski przyjaciel wchodzi czasem w te
patriarchalne nuty pt: nie histeryzuj i że ludzie patrzą.
No ludzie patrzą i ja też patrzę.
I oczy przecieram, ze ktoś bez mrugnięcia okiem zagląda mi
pod spódnicę decydując o mojej prokreacji i to jest społecznie w porządku. Tu nie
mamy żadnych więcej uwag.
Hej lewacy, gdzie jesteście? Jesteście z nami, czy
deklarujecie tą solidarność a potem okazujecie się tymi bardziej wrażliwymi, bo
myśleliście że nie tylko o ten seks nam chodzi. Tylko że też deklarujecie na
ten seks otwartość i ciekawość, to z kim ten seks macie? Bo chyba z kimś mieć
musicie, skoro lubicie go tak bardzo jak literaturę?
Nam tez chodzi o coś więcej. Bo seks jest jak rozmowa, jak
wymiana poglądów, kiedy możemy nago leżeć na podłodze i słuchać muzyki. Też chodzi
nam o to bycie, przebywanie z drugim człowiekiem. Nie rozdzielajmy tych światów
jakimiś sztucznymi podziałami, że relacje zaczynają się komplikować, kiedy
pojawi sie seks. Cóż to za kulturowa bzdura. Cóż to za uogólnienie strącające
nasze wzajemne relacje na płycizny. Damsko-damskie, damsko-męskie. Męsko-męskie.
Czy rzeczywiście z każdym na ulicy wchodzimy w niesamowite dialogi? Czy każdy może
nas seksualnie i intelektualnie pobudzić? Nie jest tak. Wiec, dlaczego nie cieszyć
się z tego co jest dobre miedzy nami? Dlaczego nie celebrować tych spotkań, żyjąc
w szczerości miedzy sobą, a nie tylko w oczekiwaniach względem siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz