poniedziałek, 26 września 2016

I had a dream


I had a dream. Nie taki fajny, jak Martin Luther King. Nie śniło mi się, że samozwańczy prolajferzy, a faktyczni piewcy śmierci przekażą sobie znak pokoju z obrończyniami życia. Ani że kato-fundamentaliści z aspiracjami do zorganizowania nam tu kato-szariatu jako jedynego obowiązującego prawa stanowionego przytulą do serca lewaków i anarchistki. Ani że Ryszard Petru pocałuje się z Biedroniem, albo chociaż złapią się za ręce.

Śnił mi się CzarnyProtest, czarny niczym sutanna, niczym zatwardziałe serce posła Żalka, niczym rozpacz zgwałconej nastolatki. Śnił mi się "atak" na kontr-proteścik - grupka fetyszystów, miłośników zdjęć rozerwanych płodów, heretyków, którzy pod Jezuskiem zamieścili zdjęcie Hitlera. Grupa agresywnych feministek zaatakowała proteścik. Pomidorami? Kamieniami? Racami? Koktailami Mołotowa? Oczywiście, że nie - atak był znacznie gorszy. To był atak śmiechu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz